wano tuzin dzieci przy bocznych stolikach w tym samym pokoju. W odpowiedniej chwili pan Jones wygłosił mowę, w której dziękował za zaszczyt wyrządzony jemu i jego synom, ale, ciągnął, jest tu ktoś inny, czyja skromność...
I tak dalej i dalej. Wyjechał ze swoją tajemnicą o udziale Hucka w tej przygodzie w sposób wielce dramatyczny, w czem był mistrzem, lecz zdumienie gości, wywołane tak wielkiem odkryciem, było cokolwiek sztuczne, nie objawiło się więc w sposób tak głośny i żywiołowy, jakby się to stało w innych pomyślniejszych okolicznościach. Wdowa wysilała się coprawda na udawanie, że pierwszy raz o tem wszystkiem słyszy i zasypała Hucka taką powodzią komplementów i objawów wdzięczności, że biedak zapomniał o tem, jak nieswojo się czuje w eleganckim stroju, bo w jego świadomości stanęło inne niemiłe uczucie, nie do wytrzymania: że jest tarczą, w którą mierzą wszystkie oczy i wszystkie pochwały.
Wdowa oświadczyła, że zamierza przyjąć Hucka do swego domu i starać się o jego wychowanie, a później, o ile jej środki na to pozwolą, dać mu w rękę skromny, ale przyzwoity kawałek chleba.
Teraz nadeszła chwila Tomka. Powiedział niespodzianie:
— Huckowi tego nie potrzeba. Huck jest bogaty!
Tylko wzgląd na przyzwoitość nie dopuścił da wybuchu śmiechu uznania, na jaki zasługiwał ten udany dowcip. Całą odpowiedzią było więc trochę kłopotliwk milczenie. Przerwał je Tomek:
Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/329
Ta strona została przepisana.