aż wreszcie pewnego dnia przepadł bez wieści. Całe dwie doby szukała go wdowa ogromnie zaniepokojona. Całe miasto było tem niezmiernie przejęte. Wywrócono wszystko do góry nogami, wyławiano nawet jego zwłoki z wody. Trzeciego dnia rano zabrał się Tomek sprytnie do badania wnętrz starych, pustych beczek, które leżały za opuszczoną rzeźnią i w jednej z nich odkrył zbiega. Huck spędził w niej noc, a teraz, po spożyciu śniadania, które składało się z jakichś kradzionych resztek jedzenia, wylegiwał się z rozkoszą i palił fajkę. Był nieumyty, nieuczesany i przystrojony w te same łachmany, które mu w czasach wolności i szczęścia nadawały taki malowniczy wygląd. Tomek wyciągnął go stamtąd, opowiedział mu, ile sprawił niepokoju i zamieszania, i nalegał, żeby powrócił do domu. Twarz Hucka straciła wyraz błogiego zadowolenia, i stała się nieopisanie melancholijna.
— Nie mów o tem, Tomku, — rzekł.
— Próbowałem, ale nie mogłem. Nie dam rady. To nie dla mnie. Nie jestem do tego przyzwyczajony. Wdowa jest dla mnie dobra, bardzo dobra, ale ja tego życia znieść nie mogę. Każdego dnia każe mi o tej samej porze wstawać, każe mi się myć i czesać, że aż mi skóra złazi. Nie pozwala, żebym sypiał w drwalce. Muszę nosić to ohydne ubranie, w którem się duszę, bo powietrze przez nie przejść nie może, a przytem takie jest przeklęcie delikatne, że nie mogę w niem usiąść, położyć się, wytarzać się. Zdaje mi się, że już lata całe minęły od czasu, kiedy sobie zjeżdżałem po poręczy scho-
Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/334
Ta strona została przepisana.