teczkę z jakąś cytatą z Pisma świętego. Niebieska karteczka była zapłatą za wyrecytowanie dwóch wersetów. Dziesięć niebieskich równoważyło się z jedną czerwoną i mogły być na nią wymienione; dziesięć czerwonych wyrównywało się z jedną żółtą, za dziesięć żółtych otrzymywało się od superintendenta skromnie oprawioną biblję (jak na owe tanie czasy wartą czterdzieści centów). Ilu z moich czytelników zdobyłoby się na tyle pilności i zaparcia się, by się wyuczyć napamięć dwóch tysięcy wierszy, choćby chodziło nawet o biblję Dore’go? A jednak Mery zdobyła tą drogą dwie biblję, owoc wytrwałej pracy dwóch lat; a pewien chłopiec z niemieckiej rodziny zagarnął ich aż cztery czy pięć. Raz wyrecytował on jednym tchem trzy tysiące wersetów bez zająknięcia się; ale niestety, mózg jego nie wytrzymał takiego obciążenia i od tego dnia zupełnie prawie zgłupiał — ciężki to był cios dla niedzielnej szkółki, bo superintendent (taka była przynajmniej opinja Tomka) lubił w ważnych okolicznościach w obecności znaczniejszych gości wywoływać tego właśnie chłopca, aby się nim popisać. — Tylko pilniejsi chłopcy zdobywali się na przechowywanie karteczek — bo to przecie wielki zachód — i potrafili wytrwać w tej nudnej pracy tak długo, dopóki nie zdobyli prawa do biblji; to też wręczenie takiej nagrody było rządkiem i pamiętnem zdarzeniem. Zwycięzca stawał się bohaterem dnia, i serca wszystkich chłopców płonęły świętym ogniem niebywałej dumy, która tygodniami nieraz utrzymywała ich na wyżynach. Jest rzeczą prawie pewną, że żołądek duszy Tomka nigdy nie
Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/46
Ta strona została przepisana.