Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/64

Ta strona została przepisana.

a chłopiec wsadził palec w usta. Owad leżał, przebierając rozpaczliwie nóżkami, nie mogąc się odwrócić. Tomek widział go zdaleka i sięgnął ręką, ale na szczęście dla chrząszcza ręka chłopca była za krótka. Dla innych wiernych, tak samo interesujących się kazaniem, jak Tomek, przyglądanie się chrząszczowi było pożądaną rozrywką.
Wtem do kościoła wszedł zbłąkany pudel, który nie wiedział, co z sobą począć, wałęsał się więc z melancholją w duszy, rozleniwiony ciszą i bezruchem dnia letniego, szczęśliwy, że wydostał się na wolność, żądny rozrywki. Natychmiast wytropił chrząszcza, podniósł obwisły ogon dogóry i zaczął nim wymachiwać. Przyglądał się zdobyczy, okrążył ją, obwąchał z bezpiecznej odległości, okrążył znowu, zdobył się na odwagę, obwąchał zbliska, podniósł mordę, zamierzył się ostrożnie, chybił, zamierzył się jeszcze raz i jeszcze raz i... zaczęło go to bawić; położył się na brzuchu, wziął owada między łapy i igrał nim dalej, aż wreszcie znudził się zobojętniał, uleciał duchem gdzie indziej. Głowa jego zaczęła się sennie kiwać i morda zniżała się coraz bardziej, aż wreszcie dotknęła wroga, który chwycił ją swemi kleszczami. Głośne warknięcie jeden ruch głowy — i chrząszcz śmignął i upadł znowu na grzbiet. Najbliżsi widzowie trzęśli się od tłumionego śmiechu, niejedna twarz ukryła się za wachlarzem, lub chustką do nosa, a Tomek był w siódmem niebie.
Pies miał bardzo głupią minę i z pewnością czuł się głupio, Ale mściwość zbudziła się w nim, zapragnął odwetu! Podkradł się ku chrząszczowi