— O nie, nie będziesz chciała tego widzieć!
— Jeżeli tak ze mną postępujesz, to tem bardziej chcę, Tomku! — i położyła rączkę na jego ręce. Nastąpiła maleńka utarczka. Tomek udawał, się naprawdę opiera, dopuścił jednak do tego, że ręka jego stopniowo się usuwała, odsłaniając słowa: Kocham cię.
— Ach ty brzydalu! — i dała mu lekkiego klapsa, ale zarumieniła się i wydawała się zadowolona.
Właśnie w tej chwili poczuł chłopiec, jak jakieś straszne kleszcze zaciskają się powoli wokół jego ucha i coś ciągnie go mocno dogóry. Został przeniesiony przez całą salę i posadzony na swojem zwykłem miejscu, wśród ogólnej wesołości całej klasy. Nauczyciel stał nad nim przez kilka strasznych chwil — ale wreszcie bez słowa wlazł na swój tron. Choć ucho Tomka piekło, serce jego śpiewało hymn radości.
Gdy w klasie zapanował znowu spokój, Tomek usiłował uczyć się naprawdę, ale wzburzenie jego duszy było zbyt wielkie. Gdy przyszła na niego kolej czytać, strzelał same bąki; pytany z geografji, przemieniał jeziora w góry, góry w rzeki, rzeki w lądy stałe, tak że wreszcie zapanował znowu chaos z okresu przed stworzeniem świata; w dyktandzie mylił się przy najłatwiejszych słowach, tak że gdy wreszcie wstał z miejsca, to tylko poto, by oddać blaszany medal, który w uznaniu świetnej pisowni nosił z dumą przez kilka miesięcy.
Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/84
Ta strona została przepisana.