Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/89

Ta strona została przepisana.

— Chcesz? Ja mam. Pożuj chwilkę, ale potem musisz mi oddać.
To było wspaniałe. Żuli więc do spółki i w nadmiarze szczęścia huśtali nogami, uderzając niemi o ławkę.
— Czy byłaś kiedy w cyrku? — zapytał Tomek.
— Tak, i tatuś jeszcze mnie tam zabierze, gdy będę grzeczna.
— Ja byłem w cyrku trzy czy cztery razy... o, wogóle dużo, dużo razy. W kościele straszne nudy w porównaniu z cyrkiem. W cyrku masz ciągle jakąś nową sztukę, przez cały czas. Gdy dorosnę, zostanę klownem cyrkowym.
— Ach, naprawdę? To ślicznie! Oni są zawsze tak kolorowo ubrani.
— Otóż to właśnie! A pieniędzy mają moc!.. co najmniej dolara dziennie. Ben Rogers mi to mówił. Słuchaj, Becky, czy byłaś już zaręczona?
— Co to takiego?
— No, zaręczona, żeby wyjść zamąż.
— Nie.
— A chciałabyś?
— Myślę, że tak. Zresztą nie wiem. A jak to jest?
— Jak? To jest cudowne! Musisz tylko powiedzieć chłopcu, że nie chcesz mieć nigdy nikogo innego, tylko jego, na zawsze, na zawsze, a potem pocałować go, i sprawa załatwiona. Każdy to potrafi!
— Pocałować? Dlaczego pocałować?
— Bo widzisz, tak jest... pięknie, i tak zawsze się robi.
— Zawsze?