Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/102

Ta strona została skorygowana.

wnikowéj, z wyraźnem lekceważeniem poczęła rozmowę z podkomorzym.
Ten napróżno pocąc się, zwracał ją ciągle ku Borkowskiéj, księżna ani patrzała na nią.
Że to niegrzeczne obejście się dotknąć musiało i biedną wdowę, a przedewszystkiem dumną pannę Teklę, domyśléć się łatwo. Borkowska zwiesiła głowę biedną, panna Tekla ją podniosła. Uśmieszek ironiczny przebiegł po jéj ustach. Rozglądała się po salonie i wypłacając się gospodyni wzrok zwracała ku swym adoratorom, którzy w niemym stali zachwycie, pojąc się jéj pięknością.
Wojewodzina udawała, że panny nie widzi wcale. Z wymownym podkomorzym zagaiła rozmowę z partesów, wielce uczoną, usiłując zaimponować nią. W chwilę potém do kogoś drugiego odezwała się po francusku.
Oprócz podkomorzego i Osmólskiego, wszyscy stali niemi.
Przykry ten wstęp potrwał dosyć długo, by niezatarte po sobie zostawił ślady. Księżna w ten sposób przytarłszy buty swym gościom, raczyła nareszcie od niechcenia się zwrócić ku pułkownikowéj i z rozmowy wysoko uczonéj, z naciskiem rozpoczęła rzecz o domowem gospodarstwie a mianowicie o drobiu. Intencya była widoczna upokorzenia szlachcianki, któréj dawała naukę, aby zamiast występować tak wspaniale, kur i kaczek pilnowała.