Tymczasem obrót jaki wzięła rozmowa, wyraźne usposobienie Radziwiłłowéj kazały się wyrzec wszelkiéj alluzyi nawet. Pani Borkowska przybywając już uczyniła wielką ofiarę, niechciała się narazić na brutalną odprawę.
Widząc pannę Teklę zajętą rozmową z gośćmi, którzy ją powoli otaczać zaczęli i lgnąć do niéj jak zwykle, księżna skorzystała z tego i matce przycinać się starała, niby córkę wychwalając.
— Panna piękna i bardzo rezolutna. Szkoda, że na wsi zakopana, bo do świata stworzona. Gdyby tak za nieboszczyka króla możnaby świetną rokować przyszłość.
Pułkownikowa krwią oblana, udała, że niezrozumiała. Panna Tekla zaś posłyszawszy, zwróciła się żywo ku wojewodzinie, i powiedziała po francusku.
— Ubogie szlachcianki nigdy się o takie honory nie dobijały, zostawując je tym co się dla królów zrodziły.
Wojewodzina stała się głuchą i niezwróciła uwagi, — lecz inni mieli uszy i uśmiechy nieprzyjemnie dotknęły księżnę.
Położenie stawało się coraz nieznośniejszem. Było we zwyczaju iż księżna zawsze odwiedzających ją na obiad zapraszała. Tym razem zdawała się o tém zapominać, godzina obiadowa się zbliżała. Borkowska ruszyła się wstawać i żegnać, w kłopocie będąc aby się to męczeństwo zaprosinami nie przedłużyło.
Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/104
Ta strona została skorygowana.