list do Żywulta, aby się u mnie stawił w pilnéj sprawie.
Ani tego dnia, ni następnych o Borkowskiéj, o przyjęciu jéj, o demonstracyi mowy nie było. Widocznie księżna Barbara ilekroć rozmowa mogła przypadkiem potrącić o ten przedmiot, natychmiast ją odwracała.
Żywult przywołany nadbiegł. W postscriptum do listu kazała księżna aby z sobą papiery przywiózł, status causae, ważniejsze dokumenty i zapadłe dekrety.
Gdy się zjawił pokorny suplikant, z podziwieniem wszystkich księżna Barbara przywołała go do swojego gabinetu, i sam na sam z nim spędziła blisko trzech godzin. Panna Klecka, która tam razy kilka wejść była zmuszoną, widziała na stole porozkładane papiery i księżnę w nich zagłębioną.
Nie było to bezprzykładnem, bo wojewodzina prawo lepiéj znała od mecenasów, i na nikogo się nie była zwykła spuszczać, gdy sprawę miała ważną przed sobą. Dziwném było to że Żywult, któremu chodziło o proces jak o życie, który na nim zęby zjadł, znał każdy papierek i zdało mu się że nad niego nikt lepiéj nie był oświadomiony z interesem — poszedł w kąt i musiał się uznać niezdolnym i ślepym, gdy mu księżna z jego dokumentów wykładać zaczęła co i jak potrzeba było robić daléj.
W końcu rzekła mu:
Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/112
Ta strona została skorygowana.