Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/136

Ta strona została skorygowana.

Zgon Filipowicza, chociaż przewidziany i jawnie z suchot pochodzący, nieprzyjaciele pani Borkowskiéj umieli przeciw niéj wyzyskać. Przypisywano go lekkomyślności panny, która, jak opowiadano, naprzód mu czyniła nadzieję, późniéj zalotnością go do rozpaczy przywiodła.
Szczególniéj księżna, która nie taiła nienawiści dla domu Borkowskich, głośno się przeciw matce i córce odzywała — innych przeciwko nim podbudzając. Nie uczyniło to jednak wielkiego wrażenia na adoratorach Tekluni. W miejscu tego który ubył, cisnęli się inni gromadnie.
Panna chociaż może Filipowicza żałowała i zgon jego opłakała, musiała się z tém taić, aby rozsiewanych wieści o stosunkach ze zmarłym nie potwierdzać.
Sapieha z Ogińskim zjawili się wkrótce potém dla pocieszania i — w istocie wesołością swą a kadzidłami jakie bóstwu palili — rozrywali pułkownikównę. Uśmiechała się znowu.
Starosta szczególniéj zapalczywie nadskakiwał pannie Tekli, i w uniesieniu, choć rodzina o tém nic nie wiedziała, o wiekuistem ślubowaniu przebąkiwał. Zaklinał się że, gdyby mu matka i rodzina nie chcieli dozwolić, byle panna poczekała, on do zgonu jéj wierność poprzysięga.
Pod rozmaitemi alluzyami, pisarzowéj napomykał, że ślub sekretny mógłby się odbyć — a rodzinaby go zerwać potem nie potrafiła i przebłagać się dała.