Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/14

Ta strona została skorygowana.

kować chciała, ludzie by się o policzki rozbijali; nóżkę — tylko całować i klęczeć przed nią. Ruch gdyby królowéj! na idącą chciało się patrzéć bo zdawała się iść w takt jakiejś anielskiéj muzyki, którą ona tylko słyszała.
I głos jéj był jako śpiew, nawet gdyś słów nie słyszał, upajający. Wejrzenie rozkazywało... nie było człowieka co by mu się śmiał opierać... Niejeden gdy je złapał mówił w duszy — dałbym życie za nią!
Prawda, że gdy dzieciną jak anioł piękną wyszła z kolebki, ojciec, matka, domownicy, kto żył pieścidełko to, cacko śliczne na rękach nosił i wielbił, a chuchali na nią!! Matka jéj z oczów nie spuszczała, a pułkownik mawiał: — Jéj chyba królową być... Wiedzieli co za skarb mieli. Fama rosła od pieluch, że to będzie cudo świata.
Zazdrosne baby wprawdzie słyszéć się z tém dawały, że te cuda piękności dzieci wyrastają często na koczkodany, ale się przepowiednia nie sprawdziła. Z pączka tego różowego wykwitła owa panna Tekla, którą świat miał podziwiać.
Do Pacewicz zjeżdżali się ludzie czysto jak do cudownego obrazu... Starzy, młodzi, nawet osoby poważne, duchownego stanu jechały widziéć to cudo Boże... Wielu po tem co słyszeli zawodu się spodziewali. — Gdzie tam! Każdy zobaczywszy musiał wyznać: — prawili o niéj ludzie a nie dopowiedzieli wszystkiego!
Bywają znowu takie piękności, co póty ich uro-