szych ostateczności złożono gorszący postępek na obłąkanie. Zamiast więc zamknięcia go do ciupy i — gorszych może następstw, Kleta oddano rodzinie, i — bawił na łasce u Iwanowskiego. Mszy mu odprawiać, kazań mówić, spowiedzi słuchać nie było wolno, ale sukienkę nosił i księdzem się nazywał. Był to biedny człowiek zwichnięty, który już ani do świata powrócić nie mógł, ani do duchownego powołania. Obłąkanie, które nań włożono dla ocalenia — dziwnym sposobem zdawało się czasami jego postępowaniem usprawiedliwione.
Słysząc, że go waryatem zamianowano, wziął to do serca, czy swój upadek, który był przyczyną śmierci matki — i — dostał jakby lekkiego obłąkania. Lecz te się objawiało i sporadycznie i łagodnie, a w takiéj formie iż mu nie przeszkadzało z ludźmi żyć i wśród nich swobodnie się obracać. Chudy, blady, twarzy dosyć przystojnéj, z oczyma dużemi biegającemi niespokojnie, ksiądz Klet mówił gorączkowo, prędko, niewyraźnie, bywał mocno roztargnionym i miewał napady melancholii.
Zwykle łagodny, cichy, gdy go roznamiętniło stawał się krzykliwym i do pohamowania trudnym. Iwanowski go dosyć lubił, obcował z nim chętnie — obdarzał go — a teraz w samotności i smutku flotrowersista Hörner i on stanowili całe jego towarzystwo.
Iwanowski po całych dniach na sofie legiwał, z rękami pod głowę założonemi, w sufit patrzając,
Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/144
Ta strona została skorygowana.