Ogiński począł ściskać tak Iwanowskiego iż mało go nie udusił. Wypili do siebie. Wziął go pod rękę starosta, i jakby się od wieków znali, szepcząc z sobą wysunęli się do drugiéj izby, któréj drzwi p. Marcin zamknął.
W wojewodzińskim dworze, po obiedzie na którym siła była bliskich i zdaleka gości, zabawiano się rozmową.
U stołu lżejszą pogadankę o pospolitych sprawach zamknąwszy, księżna teraz badała ducha publicznego i przygotowywała wybory deputatów do przyszłego trybunału. Umiała ona z każdéj korzystać zręczności, i napozór o błahych mówiąc rzeczach, czasu nie tracić. Nikt lepiéj nad nią nie znał stosunków miejscowych, pokrewieństw, przyjaźni, waloru ludzi małych i sposobów ich zużytkowania.
Sztuką było niepospolitą umiéć do każdego tak mówić, aby się nie odkryć całkiem z myślą, nie związać obietnicą, a dać człowiekowi do zrozumienia co czynić miał, wysondować go czy był chętnym, przekonać się czy co potrafi.
W szkole ojca doskonale wyćwiczona księżna, miała talent wyzyskiwania ludzi tak, że oni czasem sami nie wiedzieli o tém... Kunszt był największy właśnie — nie wiele z siebie czyniąc, nie szafując — ludzi umiéć pozyskać.
Więc jednego brało się słowem, drugiego uśmie-