wski horodniczy, który się obawia aby brat jego o pannę się nie starał i nie ożenił z nią, wziął się na sposób. Podbija staroście bębenka i doprowadzi do tego, że go ożeni.
Wojewodzina się rzuciła.
— Ale to bajki! — zawołała.
— Jakto bajki, prawda, niestety, najrzeczywistsza — mówił Żywult bijąc się w piersi. — Ja mam jak najlepsze wiadomości. Podchmielony Szumejko, u którego starosta gości, wygadał mi się. Wszystko przygotowane, księdza już pozyskali, Ogiński lata jak oszalały. Matka tylko takiemu ślubowi pokryjomemu, bez zapowiedzi i indultu przeciwna, ale i tę w końcu skonwinkują. Latanina ogromna... Iwanowski nie je i nie śpi... bo chce ratować brata... i dokaże co zamierzył. Oczywista rzecz co Baranowska to nie Ogińska. Ludzi za sobą na trybunale będą mieli — a ja, mościa księżno, przepadłem z kretesem.
Stała księżna Barbara zadumana.
— Jeśli się to wszystko acanu nie przywiduje ze strachu!! — rzekła.
— Święta prawda! — zawołał Żywult — prawda święta. Niech W. książęca mość raczy kazać ją zweryfikować — okaże się.
— Nie oddalaj że no się — rzekła gospodyni odchodząc zaraz do swojéj kancellaryi.
Żywult przysiadł w kącie, i po wyjściu gości zabawiał pannę Klecką czy ona jego, opowiada-
Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/159
Ta strona została skorygowana.