bez gości i pompy — nie do smaku były. Ogiński dosyć się jéj podobał, był młody, piękny, dowcipny, trzpiot, miał imię i sperandy — lecz, obawa jakaś o prawomocność tego ślubu rodziła się w jéj umyśle.
Wahała się, coraz jednak słabiéj, coraz mniéj się opierając, gdy matka coraz silniéj nacierała.
Pisarzowa była neutralną. Regimentarzowi głuchemu nie widziano potrzeby się zwierzać. Agatka trzymała stronę Tekli.
— Co to za ślub? — mówiła — a to mi pięknie! jakiś kradziony — czy co? Jabym takiego niechciała, a co dopiero Teklunia?
Na to wahanie się, które Borkowskę rozdrażniało i, zawsze łatwą do łez, pobudzało do płaczu, nadjechał podkomorzy Zaręba. Był to przyjaciel domu — niegdyś pułkownika Achates. Szanowano go tutaj.
Pułkownikowa, choć rada go była spytać o zdanie, nie miała śmiałości zwierzyć mu się. Obawiała się opozycyi — a tak pragnęła wydać córkę za mąż świetnie!
Przywitała go z czułością wielką i równym niepokojem.
— Ja tu do asindzki dobrodziejki — przemówił po chwili podkomorzy — tym razem nie z prostym respektem tylko, ale i z interesem.
Moja mościa dobrodziejko, chodzą głuche wieści, jakoby nasza śliczna Teklunia, dała słowo i miała wychodzić za starostę. Pewnie partya bardzo
Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/161
Ta strona została skorygowana.