świetna, ale ludzie prawią o ślubie cichym, bez indultu i zapowiedzi? Czyżby to być mogło, abyś asindzka, jako matka, na to zezwoliła?
Pułkownikowa, która słuchała drżąca, pobladła, śpuściła oczy, zamilkła, rwała końce chustki. Podkomorzy czekał odpowiedzi. Głosu jéj brakło.
— Mój kochany podkomorzy — rzekła w końcu, ślub przy świadkach przez księdza dany, zawsze ślubem... a gdyby inaczéj nie można?
— Pułkownikowo dobrodziejko! to prosta droga do rozwodu — zawołał podkomorzy. — Na miłość Boga. Panna Tekla przestanie być panną Teklą, a Ogińską nie będzie. To młokos, niewiem nawet czy pełnoletni. Bądź co bądź, matkę ma... rodzina można... to nie są żarty... Cóż pan Szczyt na to, waćpani i panienki opiekun?
Szczytowi wcale o tém znać nie dano. Pułkownikowa się rozpłakała i ręce załamała.
— Mój podkomorzy — zawołała — rzeczy już tak daleko zaszły, że ja słowo dałam — Teklunia sobie tego życzy. Ślub ma być, jak wszyscy zaręczają, fundamentalny.
Z użycia tego wyrazu podkomorzy się uśmiechnął.
— Moja mościa dobrodziejko — rzekł, przed Bogiem gdy sobie dwoje ludzi ręce poda a ślubuje wiarę — to dosyć, ale wedle praw kościelnych i ludzkich, dla porządku na świecie ustanowionych, formy się zachowywać muszą. Ślub bez indultu, bez zapowiedzi — dany nie przez plebana —
Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/162
Ta strona została skorygowana.