Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/171

Ta strona została skorygowana.

Starosta, który się do powozu z drugiéj strony pochylił — począł prędko...
— To nic nie znaczy! jutro! gdyby milion miało kosztować, drugiego księdza znajdziemy.
Iwanowski klął tylko.
Pułkownikowa przelękła we łzy się rozpłynęła, woźnica stał... niewiedząc co daléj poczynać, gdy nagle z głębi powozu podniosła się panna Tekla i głosem nakazującym krzyknęła:
— Szymon do domu!!
Nie odpowiadając na to co z jednéj strony prawił horodniczy, z drugiéj starosta, nie chcąc ich słuchać — panna Tekla powtórzyła raz jeszcze: — Do domu!!
Chociaż po nocy na gościńcu zawrócić było trudno, Szymon natychmiast konie zaciął i szczęśliwie dokonał obrotu.
Co się stało z pozostałemi na gościńcu, Borkowskie nie wiedziały, bo konie poczuwszy, że je skierowano ku domowi ruszyły żwawo — i wkrótce nawoływanie Iwanowskiego, który się czepił drzwiczek, w głuchéj ciszy nocnéj — utonęło.
Panna Tekla teraz się dopiero rozpłakała.

KONIEC TOMU PIERWSZEGO.