mimo lat może do ośmdziesięciu i głuchoty, albo raczéj bardzo przytępionego słuchu, trzymał się po wojskowemu, powagę zachowywał wielką i lekceważyć się nie dawał. Bez mała czego uważał się teraz jakby głową domu, i choć się do niczego nie mięszał, przynajmniéj reprezentować chciał tu męzką władzę najwyższą, ale był to tylko figurant, nic więcéj.
Miejsce zajmował z głową do góry podniesioną, butnem spojrzeniem i miną — ale mówił mało, bojąc się niedorzeczy odezwać dla głuchoty i nikomu nie zawadzał. Milczący wchodził, witał, stał lub siedział, marsowo spoglądając dokoła — przyjmował pozdrowienia, i byle mu nie uchybiono — nie wtrącał się do interesów ni do gospodarstwa.
Życie prowadził regularne i z chłopcem do posługi na folwarku w dwóch pokoikach od lat wielu przemieszkiwał, oprócz jadła i napoju niepotrzebując nic, bo mały jakiś kapitalik miał zaoszczędzony.
Regimentarz pannę Teklę tak uwielbiał jak wszyscy i po swojemu oczyma nad nią czuwał, a gdy się nowy konkurent zjawił do panny, — pomimo głuchoty wymagał o nim jak najdokładniejszych informacyi, nie mogąc się uspokoić dopóki ich nie otrzymał.
Był to jakby cień jakiś niemy snujący się po domu — człowiek który już do żyjących i życia nie należał.
Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/22
Ta strona została skorygowana.