W zupełnéj sprzeczności z nim można było postawić panią Ryczakowę, krewną saméj pułkownikowéj, która po stracie męża i majątku znalazła przytułek u Borkowskich. Ryczakowa zwana panią pisarzową, osoba lat pięćdziesięciu z górą, niegdyś przystojna i pamiętająca o tém, stroiła się jeszcze, uśmiechała, gadatliwa była, wściubska i romansowa. Sznurowała usteczka i dla nadania im wdzięku i dla pokrycia szczerbów, które czas w zębach powybijał. Ruchy miała pretensyonalne i wymuszone, mowę wyszukaną w kompanii, a w poufałem towarzystwie usta się jéj nie zamykały, tarkotała jak kołowrotek. Kobiecina była dobra w gruncie, ale ucisk losu, uczynił ją kwaśną i czasem robił złośliwą. Zdało się biedaczce, że nikt więcéj nie zasłużył na szczęście nad nią, a nikt niesprawiedliwiéj na tym świecie nie cierpiał.
Pobożną była na swoj sposób — to jest niezmordowaną w religijnych praktykach, które dla niéj wszystko zastępowały. Posty, modlitwy, koronki, obrazki, rozmaite nadzwyczajne obserwacye dni, patronów, nabożeństw zajmowały ją nieustannie.
Miała w tém erudycyę wielką, i niejednego księdza nauczyć mogła jakiejś średniowiecznéj tradycyi.
Pułkownik nietylko jéj dał przytułek w swym domu, ale i córce pannie Agacie, panience która wszędzie indziéj mogłaby była uchodzić za ładną,
Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/23
Ta strona została skorygowana.