Filipowicz wziął to za przymówkę do wina, które istotnie czuł w głowie.
— Bez wymówek, panie wojewodzicu — krzyknął, aż ludzie co zbierali ze stołu oczy na nich zwrócili — clara pacta, myślisz się pan żenić z pułkownikówną?
Zagadnięty tak Sapieha skrzywił się nieco.
— Na to pytanie odpowiedzi dać nie mogę — rzekł — nie wszyscy się żenią, co się zalecają. Ja waćpanu nie bronię starać się o łaski panny Tekli, ale i nikomu téż wzbronić sobie nie dozwolę.
— Panie wojewodzicu — przerwał, zapalczywiéj coraz Filipowicz. — Nierówna gra. Czy ja się staram czy nie na to nikt nie zważa, a wojewodzic innych odpędzisz; pannę będziesz bałamucić i potem tak znikniesz jako wielu innych paniczów co tu bywali. Brata ani ojca pułkownikówna nie ma, pan Szczyt opiekun, ciamajda — ja...
— Ale cóż za rolę grasz waćpan w tym domu? — zawołał Sapieha.
— Pretendenta jawnego! — zakrzyczał Filipowicz....
Wojewodzic poruszył ramionami. Nie było wyjścia. Zdała się rozprawa chyba nieuchronną. W Sapieże krew grać zaczynała, nastawił się butnie.
— Zatem czego waćpan chcesz? — zapytał.
— Uczciwego słowa — wołał Filipowicz. — Myślisz się z nią żenić?
— Niemasz asindziéj kwalifikacyi do zadawa-
Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/52
Ta strona została skorygowana.