wym. Ułagodzony jak baranek Filipowicz usunął się i z dobrą wcale miną siadł pod ścianą odpoczywać, tak samo jak Sapieha oczyma ją ścigając.
Wszyscy byli posłuszni tej potędze, która z ludzi umiała czynić co zażądała — a potęga ta sama nie zdawała się ani wielkiéj wagi przywiązywać do cudów jakie dokonywała, ani się z nich cieszyć zbytnio. Taniec jéj nie męczył, rozmowa nie rozgrzewała, uwielbienia nie upajały... Obracała się chłodna, panią siebie będąc — i nie zmieszana wcale tem, że cały ten tłum oczyma się do niéj jednéj modlił.
Sama pułkownikowa, która ze starszemi paniami siedziała pod ścianą, ciągle téż córkę wejrzeniem goniła. Widziała jak wzięła Sapiehę, jak umitygowała Filipowicza, jak podziałem łask swych z kolei uszczęśliwiała wszystkich — i — cieszyło ją to.
Nagle, jakby sobie co przypomniała, skinęła na Agatkę, która tego dnia także do tańca była zabraną, może dla niedostatku panien. Agatka porzuciwszy szlachcica, który pocieszał się jéj szczebiotaniem, do bóstwa dostąpić niemając nadziei — pobiegła do gospodyni.
— Gagatku mój — szepnęła pułkownikowa do niéj — Tekluni do mnie poproś na dwa słowa...
Panna Tekla, która tańcując ciągle, wcale zmęczoną niebyła, podbiegła żywo, jak ptaszę podskakując do matki.
Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/59
Ta strona została skorygowana.