Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/74

Ta strona została skorygowana.

ło dowiedziéć jak długo zabawić tu myśli — miasteczko widocznie odżyło. W zajazdach u Arona i Lejby, które uchodziły za najprzedniejsze, już kąta nie było. Około ratusza kręciły się niezwykłe tu postacie. Co chwila nadjeżdżała biedka z posłańcem, kozak lub bojar z listami, szlachcic kałamażką lub konno.
We dworze woje wojewodzińskim roiło się także i po mszy świętéj już służba spokoju nie miała od dopraszających się przyjęcia u pani wojewodzinéj.
Na obiad oprócz osób proszonych, obyczajem polskim i litewskim przybywał téż kto chciał i był głodny, a przedstawiwszy się gospodyni i submitowawszy, tak dobrze uprawniony do stołu siadał jako inni.
Wiadomo, iż po takich dworach pańskich zawsze gotując i zastawiając, rachowano na panów zagórskich, to jest na gości co niespodzianie kędyś bodaj z za gór przybyć mogli.
Stół był niewystawny we dnie powszednie, ale zawsze obfity, tłusty, korzenny i taki że od niego nikt nie wstał głodnym.
Wino podawano lekkie ale nie lurę, a szary koniec miał piwa podostatkiem.
Księżna wstawała bardzo rano, i słuchała zwykle mszy świętéj wraz z fraucymerem i dworem. Szła potem do kancelaryi, gdzie na nią panna Klecka lub który z amanuensów oczekiwał.
Stara panna, która bodaj jeszcze z domu Zawiszów wyszła — miała u wojewodzinéj funkcye roz-