— Więc ma w czém wybierać? — dodała księżna zimno i jakby urażona.
— Dotąd pono jeszcze kość nie padła — mówił horodniczy. — Sperandy wielkie, a bodajby się na jakim szlachetce nie skrupiło.
— Takim sławionym pięknościom — odezwała się gospodyni — za mąż się wydać nie łatwo. Panicze lubią piękne twarzyczki, ale złoty na nie futerał potrzebny. Szlachcicowi ubogiemu żona elegancka nic potem. Pewnie téż tam wasza pułkownikówna wychowania jakiego pańska partya wymaga, nieodebrała.
— Ale, ale — wtrącił Iwanowski. — Wychowywali ją jak księżniczkę...
(Tu gospodyni nasrożyła się mocno).
— Śpiewa, gra, po francuzku expedite... i głowa dobrze umeblowana... Do téj roli jaką na świecie grać myśli przygotowano ją dobrze.
Księżna zniecierpliwiona już się nie mogła powstrzymać.
— Jakiéjże roli? — wybuchnęła — co bo asindziéj mówisz? i czy wierzysz żeby ta komedya na czém inném jak na... smutnym epilogu się skończyła?
— Nim się jednak skończy, mościa księżno — odparł horodniczy.
Pani domu zwróciła głowę ku pannie Kleckiéj i ruszyła ramionami, okazując, że rozmowa ta cale jéj miłą nie była.
Przeor Dominikanów, który przy księżnie siedział, pięknie odkarmiony, różowy, wesołego
Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/82
Ta strona została skorygowana.