przybył zwiastując za rzecz jak najpewniejszą, iż wojewodzica matka zaręczyła z Jabłonowską.
Posłyszawszy to pułkownikowa rzuciła się z rękami załamanemi do braciszka, zadając mu, że plotki woził, że to niemogło być prawdą. Prokop na to odpowiedział tak kategorycznie i przekonywająco — iż nareszcie wątpić nie było podobna.
Borkowska się rozpłakała i rozchorowała.
Siedząca przy niéj panna Tekla, która do łez wcale nie była skłonną, starała się pocieszać matkę jak mogła.
— Widzi, mama — mówiła — że ja miałam słuszność. Daję słowo, żadnemu z nich wierzyć nie można i na żadnego z nich oglądać. Drzwi im zamknąć i koniec.
Borkowska namiętnie ściskając córkę, nie dała jéj mówić.
— Nie ten to drugi, a ciebie los świetny czeka, wołała z płaczem — nieboszczyk ojciec, świeć panie nad jego duszą, zawsze to prorokował... i ja jestem pewna. Nie trzeba się spieszyć.
Panna Tekla pół słówkami odpowiadała, nie zdradzając swéj myśli.
Jeszcze łzy były nie otarte, a pani Ryczakowa z Agatką zabawiały braciszka Prokopa, gdy w podwórzu zaszumiało, zabrzęczało, zatętniało i gość zajechał przed ganek. Mówiliśmy iż nie było to żadną osobliwością w Pacewiczach. Wyglądająca oknem panna Tekla poznała zaraz prześliczną
Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/87
Ta strona została skorygowana.