przy pomocy Prokopa, który z usposobienia i z obowiązku zabawiać lubił.
Filipowicz jednak nie jadł nic, pił wiele, kaszlał ciągle i ukradkiem chustkę do ust przykładał. A chociaż to czynił tak iż dostrzedz było trudno, pani Ryczakowa wyszpiegowała, że krew spluwał. Przestraszyło ją to mocno, i obiecała sobie zaraz o tém pułkownikowéj powiedziéć...
Im wzruszenie większy kaszel wywoływało, tém pilniéj się starając z nim ukryć, Filipowicz dokazywał, śmiał się, nienaturalnym sposobem rzucał — i wszystkich zdziwił obejściem się osobliwem, aż do panny. Wieczorem dopiero goście się rozjechali.
Pani pisarzowa, któréj i tak podpatrzoną krew trudno przyszło w sekrecie zachować, pobiegła natychmiast do matki.
— Niech nas Pan Bóg broni od takiego konkurenta — zawołała trzęsąc się cała. A toż jawny suchotnik... krwią pluł przez cały obiad. Od ołtarza zaraz by na mary z nim. Ja z moją Agatką, Bóg widzi, aby się kto trafił, nieprzebierałabym — ale, suchotnika, gdyby miliony miał — nie wezmę!!
Borkowska, która i bez suchot nie życzyła sobie Filipowicza, chciwie tę wiadomość przyjęła, gotując się z nią podzielić z córką.
Nazajutrz już i panna Tekla została przestrzeżoną. Rumieniec okrył jéj twarz, zmięszała się trochę, lecz, jak zawsze, przemogła się zaraz i chłodno dodała.
Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/91
Ta strona została skorygowana.