ciągnęło się nieznacznie owo posiedzenie do wieczerzy. Deputat, przekonawszy się, że czulszych strun poruszać mu się niegodzi, ograniczył się radami prawnemi.
Brał sprawę do serca, był pierwszym który okazał pannie Tekli współczucie właśnie tam gdzie ona go najgoręcéj pragnęła, a najmniéj miała.
Suseł został potępiony — jednak radził go Leńkiewicz zatrzymać i pilnować.
Sam ofiarował się miéć nań oko.
Zaproszony na wieczerzę Leńkiewicz zdawał się bardzo szczęśliwy, ale trzymał się na wodzy dobrze, i udawał człowieka obojętnego. Panna Tekla zaś dla ostrożności, aby mu przypadkiem nie dać nadziei próżnéj, unikała nawet spojrzéć nań, a gdy oczy jego spotykała, przybierała minę bardzo surową.
Deputat odjechał po wieczerzy. Bada była odwiedzinom jego panna Tekla, czuła w nim bowiem silnego sprzymierzeńca, którym władała. Szło tylko o to aby podejrzanego od dawna o sentyment, w którym zdawał się trwać, nie złudzić nadzieją daremną.
Leńkiewicz, mimo że był człek prawy, zacny, poszanowania godny — z powierzchowności na żaden sposób podobać się nie mógł. Pominąwszy znaki od ospy, oczy trochę kose, sam wyraz twarzy dziwnie skrojonéj, posępnéj, fałdującéj się, zbyt często to blednącéj, to czerwieniejącéj — budził raczej odrazę jakąś niż sympatyą.
Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/122
Ta strona została skorygowana.