Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/127

Ta strona została skorygowana.

przyjmować, czemś mu się niewywdzięczając. U nas i we zwyczaju jest przyjaciołom dawać podarki. Nieboszczyk ojciec zawsze o tém pamiętał. Coś bym mu ofiarować chciała?
Pisarzowa zupełnie podzielała zdanie Tekluni i wszczęła się tylko o to rozprawa, co by mu to dać. Kosztownych i pięknych rzeczy po pułkowniku dom był pełny, szło tylko o wybór.
Piękne pistolety tureckie... byłyby właściwe, ale Leńkiewicz wcale nie strzelał; rządzik na konia był darem u nas zwykłym, lecz deputat na koniu się nie rad pokazywał; stanęło na szkatułce hebanowéj, kością słoniową przedziwnie wysadzanéj i rysowanéj, o któréj fama chodziła, że ją komuś Jan III miał dać w prezencie.
Oczyszczono ją z pyłu, oliwą napuszczono zamek i trzymano na podoręczu. Leńkiewicz miał za dni kilka nadjechać dla jakiegoś sprawozdania.
Jak zawsze zasiadła z nim Teklunia do papierów, potem dano do stołu, wrócono do sprawy, a gdy wieczorem miał się żegnać, pułkownikówna własnoręcznie wyniósłszy szkatułkę, z pięknym bardzo komplimentem jako vadium swéj wdzięczności i pamiątkę, prosiła by przyjąć raczył.
Pobladł widocznie Leńkiewicz, przy czem mu na twarzy plamy od ospy wyszły brunatno, bo gdy czerwieniał występowały biało — tylko cofnął się parę kroków i głosem poruszonym, ze złożonemi rękami suplikować począł, ażeby za małe a z serca pochodzące zusługi płaconym nie był.