Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/133

Ta strona została skorygowana.

Pary nie puszcza!
Wistocie horodniczy znikł i nie było go widać. Dowiedział się tylko pierwszy Leńkiewicz, że potajemnie wynajął najobszerniejszy lokal żydowski w mieście i — pomimo skąpstwa, z którego słynął, prowizye tam wszelkie ze wsi zwożono. Dwie duże beczki węgierskiego wina i kilka pomniejszych antałków już było w lochu. Stoły i ławy przypuszczali cieśle, do wielkości izby je zastosowując...
Skąpstwo horodniczego, który jak żyw się w traktamenta nie wdawał, czyniło te przygotowania tem dziwniejszemi.
— Tonący się brzytwy chwyta! — uśmiechnął się Leńkiewicz. — Toż samo robi czém sobie Borkowska zaszkodziła. Rywalizować będzie z księżną, która i tak go nie lubi.
Rozeszło się już było przyjęcie, jakiego od księżnéj doznał, bo ona sama o niem rozpowiadała, biorąc otwarcie stronę Borkowskiéj. Horodniczy tymczasem sztyftował się na ugoszczenie deputatatów.
Panna Tekla także zamierzała zjechać na czas trybunału do Nowogródka, aby sobie osobiście zjednać sędziów. Leńkiewicz nie był od tego.
Niepokoiło jednak wszystkich tajemnicze znajdowanie się Iwanowskiego. Wino jego i traktamenta do których się sposobił, wielkiéj nie obudzały obawy. Na tém jedynie się opierać nie mógł. Musiał więc miéć jakieś skryte środki, na