głośną sprawę Sapiehy łowczego z Nowosielskim luboszańskim starostą, więc oprócz zajęcia Borkowską, umysły wielce i nią były zaprzątnięte.
Leńkiewicz siadł w kącie — i rzęsisty pot wystąpił mu na czoło. W sercu czuł ból okrutny, a bezsilność go zabijała. Przy najlepszej chęci nie mógł nic, sam jeden przeciwko wszystkim — co miał począć? Łamał głowę nad tem, jakby zapobiedz sądzeniu Borkowskiej, jak jéj dopomódz? Jedném uchem słuchał, ażali się nie dowie o inkarceracyi, drugiem musiał pogróżki, łajania i potwarze chwytać, które na nią miotano. Miał w początkach nadzieję, że sprawa Sapiehy odwróci umysły i da ochłonąć, lecz mniéj ona teraz obchodziła deputatów, rewindykacyą honoru swego zajętych.
Wchodzili i wychodzili nieustannie, dowiadując się czy żołnierze nie powrócili i czy panny nie prowadzono.
Mieszkanie pułkownikównej niezbyt było oddalone, rachował więc Leńkiewicz iż jeśli ją wysłana straż znajdzie w domu, choćby folgę jakąś dała przy aresztowaniu, wprędce ją tu dostawić musi.
Spoglądał na zegarek dobywając go coraz z za żupana, rachując minuty — i w miarę jak czas uchodził nabierając otuchy, że może téż Łopaciński rozumnie się sprawił.
Lecz przychodziły i myśli inne. W popłochu pierwszym najprawdopodobniejsze było, że Bor-
Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/147
Ta strona została skorygowana.