kał nigdy... za napój powszedni używając podpiwku, a dla wzmocnienia węgrzyna. Rumianek dla konkokcyi zjawiał się po obfitych wieczerzach do poduszki.
To co zwano u nas dawniéj hora canonica, godzina pokrzepienia i posiłku, gdyby zabrakło zegarów, wybijała tak regularnie na żołądku książęcym, iż niespokojny jego wzrok lepiéj ją od kompasów zwiastował. Opóźnienie z obiadem, punkt o południu było nieprzebaczoném... Człowiek, który mógł się stać jego przyczyną był jak najgorzéj notowany. Księżna też, która słabości małżonka ulegała, gdy do niéj przybywał najsurowsze wydawała rozkazy co do regularności obiadów i kolacyi. Upodobane księciu półmiski miano na względzie. Trafiało się, że przejęty doskonałością jakiéj potrawy, wojewoda powoływał kucharza, całował go w głowę — i mówił — co było najwyższą pochwałą — Poczciwy!! albo — Psia jucha.
Przezwisko to dostawało się czasami i innym, z których książę był bardzo rad.
Dnia tego było już po obiedzie, i dwór się zupełnie opróżnił z gości, którzy za swemi sprawami i na konferencye się porozchodzili, książe odbywał poobiednią drzémkę w wygodném krześle z głową na poręczy zwieszoną, ustami otwartemi, łysiną od trudu spoconą, i rękami na żołądku założonemi, jakby drogą tę część organizmu swego od wszelkiego chciał osłonić niebezpieczeństwa.
Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/27
Ta strona została skorygowana.