Bywało czasem i gęsto, lecz częściéj bardzo obszernie. Obawiała się szlachta księżnéj, a wiadomem było, iż jéj szpiegi stały gdzieś w rogu i donosiły kto bywał u pułkownikowéj. Bojaźliwsi, których oczy panny Tekli pociągały, przekradali się opłotkami, oglądając ze strachem czy ich nie podpatrzono.
Im więcéj księżna intrygowała, tém ze swéj strony Borkowska z pomocą Iwanowskiego starała się ludzi na swą stronę przeciągać. A niemożna było i pannie Tekli odmówić daru wielkiego jednania sobie nieprzyjaciół i obojętnych. Była tak śmiałą i zaufaną w swéj piękności, iż szturmem niemal następowała na ludzi, a kogo miéć chciała i postanowiła — wzięła zawsze.
Byli tacy co się zaklinali, że nie ulegną, zakłady przegrywali. Powiadał nie jeden iż czarownicą była, bo dość jéj było popatrzéć uparcie, a wzroku tego żaden żywy człek nie wytrzymał, żeby go nie przejął do kości.
A nie można było powiedziéć na nią, że jest zalotną, tylko śmiałą; bo dumną się stawiła zawsze i nie pochlebiała nikomu. Chodziła i rozkazywała gdyby królowa.
Wieczora tego, gdy u księżnéj pułapkę zastawiono na deputatów i Turczynowicza sprowadzono z Wilna na pognębienie Borkowskich — chociaż to tajemnicą było jeszcze dla wszystkich, która się dopiero nazajutrz wydać miała — pułkownikówna o południu już o przyjeździe sławnego patrona z Wilna została zawiadomioną.
Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/45
Ta strona została skorygowana.