się z podaniem wieczerzy, myśląc, że się kto ulituje i nadejdzie, nakoniec Pisarzówna przybiegła z oznajmieniem, że się wszystko popali i poschnie w niwecz. — Kazano więc przynosić wieczerzę, do któréj u stołu na dwadzieścia kilka osób przysposobionego zasiadło mniéj dziesiątka, milczących i kwaśnych.
Iwanowski na frasunek nalewał, ale i pić w małéj gromadce ochoty nie było.
Narzekano i stękano. Leńkiewicz siedział zasępiony.
Jedyny deputat — myślał i on jak radzić sprawie, którą wszyscy tak bezwstydnie opuszczali, choć była najsprawiedliwszą. Człowiek sumienny i z sumieniem nieumiejący wchodzić w targi, tem się pocieszał, że przemawiając do obłąkanych kolacyjkami — potrafi ich nawrócić.
— Źle jest, jużci — rzekł po cichu, do Szczyta — ale ja mam nadzieję w Bogu, że tym ludziom oczy otworzę... Gdy przyjdzie do głosowania ozwie się uczciwość.
— Daj to tak prawda była! — mruknął Szczyt pessymista — świat zepsuty... Kto tam na sumienie baczy? im tyle świata co w oknie, a na Boga i sąd jego nieoglądają się!!
Siedziano przy wieczerzy długo, Iwanowski koło panny się umieściwszy adorował ją. Chwila do zalecania się była szczęśliwie obraną. Panna Tekla smutna, potrzebowała pociechy, serce się jéj ściskało, czuła się opuszczoną i myśli czarne
Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/48
Ta strona została skorygowana.