rego prawdopodobnie na kwaterze u żyda zastać mieli.
Dnia tego bowiem z powodu przybycia Turczynowicza i komportacyi dokumentów, zajęty być miał w domu.
Dla obudzenia kommizeracyi, i przez skąpstwo, Żywult mieścił się w alkierzu żydowskiego domu, obok rodziny gospodarza, od któréj przez nieszczelne drzwi wszystkie zapachy kuchni izraelskiéj, łokszyny, cebuli, kapusty, tłustości, stęchlizny, czadu, napełniały małą izdebkę.
Żywulta zastali w istocie, związującego starannie fascykuły papierów, i przybranego do tego zatrudnienia w zabrukany kitel.
Czyż, którego z niezmierną uniżonością powitał, do kolan mu się kłaniając, dość wymownie wyłożył mu cel swych odwiedzin.
Żywult słuchał z pokorą, ukradkiem oczyma mierząc Iwanowskiego, którego przytomność była dlań wiele znaczącą.
Dał się obu posłom wygadać nie przerywając, zawsze jak najuniżeniéj skłaniając głową i przyjmując co mówili z namaszczeniem i przejęciem. Ostrożny wielce, nie odezwał się ze słowem żadnem, nie dał znaku ani sprzeciwienia się ani zgody.
Gdy przyszło do odpowiedzi — namyślał się jeszcze, oczy podnosząc do sufitu i wielkie wewnętrzne okazując poruszenie.
— No cóż! — ozwał się Czyż.
Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/56
Ta strona została skorygowana.