Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/66

Ta strona została skorygowana.

Nazajutrz, od rana było można poznać, iż coś się ważnego w trybunale rozstrzygać miało. Napływ ciekawych był ogromny, sienie, izby poboczne ciżbą stały napełnione. Sprawy, które poprzedzały Żywulta z pułkowinkową, umyślnie pędzono tak, aby koniecznie z regestru ona w tym dniu przypadła. Jak się to zwykle w takich razach działo, mniejsze rozprawy puszczano per non sunt, płacono niektórych aby się kondemnować dali, zbywano innych to odroczeniami, to brakiem formalności — tak że punkt o godzinie, na którą Turczynowicz był przygotowany, przyszła sprawa na wokandę.
Odczytano akta tyczące się jéj, wśród uroczystego milczenia, wystąpił naprzód Suseł z miną gęstą i przemówił. Jakkolwiek nie nowicyusz, ostrzelany, czuł, że nadaremnie siłę szafować będzie, mówił więc bez przejęcia, zimno, a spotykając wzrok Turczynowicza na siebie zwrócony, zmięszał się razy kilka. Mówił z cicha a mało go co słuchano.
Dopiero gdy sławny ów wileński mówca wystąpił przed kratki, cisza zapanowała, uwaga wszystkich zwróciła się na niego. Zwyciężył prawie nim przemówił, tak byli słuchacze przekonani, iż — jest niepokonanym i że zwyciężyć musi.
Swym zwyczajem rozpoczął chłodno, obojętnie, powoli, ale od pierwszych wyrazów czuć było szyderstwo cum grano salis, począł chwalić razem