— A cóż? może chora testament zrobiła — rzekł braciszek.
Iwanowski się zamyślił.
— Albo mój pan brat zapis — zawołał — ale, o tém się ja dowiem zaraz. — Juraś! — krzyknął na chłopca — konie do bryczki.
Przez cały ciąg obiadu horodniczy już nie mówił nic, zajęty myślą tą że brat mógł jakiś zapis uczynić.
Jak wszyscy ludzie roznamiętnieni miał pewne jasnowidzenie, przeczucie jakieś. Im dłużéj trutynował przypuszczenie swe, tém mu się ono zdawało prawdopodobniejszém. Na bernardyna już niezważał wcale, spuszczając się z odprawieniem go na żonę i zaledwie od stołu wstali, bryczce kazał zachodzić — siadł i pojechał.
Podróż ta pospiesznie tak przedsięwzięta, źle była obrachowaną — z wielkim pośpiechem jadąc zaledwie nocą mógł stanąć w Nowogródku. W lesie, który miał przebywać, drogę deszcze popsuły tak, iż koni popędzać było niepodobna. Nagląc i łając horodniczy, kazał na objeżdzki chłopcu zawracać, zrobiło się ciemno, deszcz lunął i pobłądzili tak, że sami nie wiedzieli gdzie się już znajdowali. Bicie kułakiem woźnicy po grzbiecie, okazało się bozskuteczném
Horodniczy musiał sam zleźć z bryczki drogi szukać, i po godzinném błądzeniu doszedłszy małéj drożyny, nią około północy dobił się do gościńca. O pół mili była karczma zwana Wygnan-
Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/86
Ta strona została skorygowana.