Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/97

Ta strona została skorygowana.

miłość ujmować ją zaczęła powoli. Rozkochany nabierał dla niéj jakiegoś uroku, podobał się jéj z głosu, z postawy, ruchów — przeczuwać zaczęła przybycie, a choć się z nim obchodziła dumnie i nie dawała żadnych nadziei, oczy już patrzały inaczéj.
Iwanowski, który prawdziwie kochał, miłości swéj niekłamał i nie powiększał, natchniony nią umiał się zawsze znaleźć tak, że niczem nie zrażał panny.
Późniéj jeszcze zaczęły się niezmordowane jego zabiegi w procesie, poświęcenie się bez granic, ofiary z siebie, z majątku i gdy mu pozwolono starać się o pannę otwarcie, tysiączne małe przysługi codzienne, które dowodziły, że o niéj tylko myślał, dla niéj żył. Któréj że to kobiety nie ujmie!
Od tego pamiętnego wieczoru, gdy Teklunia wzrokiem mu powiedziała — jestem twoją — stosunek się zawiązał jak najczulszy.
Dumna panna Tekla przyznawała się przed Agatką, przed pisarzową, że kocha swego Jasia, że niczyją być niechce tylko jego, że gdyby nawet książę się o nią dziś starał, Iwanowskiego by nad niego przeniosła.
On zaś, tak tém był uszczęśliwiony, że ani pogróżki brata, ani nic w świecie go teraz nie obchodziło.
Z każdym dniem rosło przywiązanie obojga. Iwanowski prawie nie wyjeżdżał z Pacewicz, słu-