Strona:Pył (opowiadanie norweskie) 007.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

podeszły do stołu, a kobieta, która wraz z niemi śpiewała, powstała, i zbliżyła się do mnie, widocznie nie wiedząc dobrze, czy jestem jej znajomym, czy też obcym. Gdy jednak usłyszała moje nazwisko, wyznała z uśmiechem, że widziała moją fotografię w albumie z podróży poślubnej swoich państwa. Objaśniła mnie też, że Atlung jest w fabrykach i dopiero na obiad przyjdzie do domu, to jest za godzinę, a żona jego poszła do domków robotniczych, ażeby odwiedzić pewnego staruszka, leżącego na łożu śmiertelnem.
Opowiadała mi to wszystko dźwięcznym, miękkim głosem, przypatrując mi się badawczo. Ja zaś nie przypuszczałem nigdy, ażebym mógł ujrzeć zstępującą z ram twarz Madonny Carla Dolci, i dlatego przypatrywałem się jej również badawczo. Osada głowy, profil, a nadewszystko oczy i brew, delikatność rysów i cały wyraz — prawdziwy Carlo Dolce!
Wyszła, zostawiając mnie z chłopcami, którymi zająłem się natychmiast. Starszy miał imię Antoś i umiał chodzić na rękach, młodszy Sztorm; malec właśnie opowiedział mi to o swoim bracie i o wielu innych jeszcze, cudownych rzeczach; najwidoczniej uwielbiał go i podziwiał. Starszy opowiadał mi znów o braciszku, że dostał dziś od ojca w skórę; Stina poskarżyła się ojcu: Stiną nazywała się żywy Carlo Dolci.
Po tym, niezbyt dyplomatycznym wstępie do znajomości, stali już obaj przy mnie i opowiedzieli obaj razem to, co ich obecnie do najwyższego stopnia zadziwiało: W jednym z dworów robotniczych, mieszka Janek, to jest mieszkał, bo właśnie teraz jest już u Pana Boga. Codzień prawie, bawił się tu z niemi na podwórzu, im też wolno było często chodzić do niego, i jak