Na tę myśl zadrżałem, ale nie z obawy o siebie. Dziwnym sposobem szło mi o jej bezpieczeństwo nie zaś swoje, chociaż często zbierała mnie chętka zniweczania kokietki, która była powodem szalonej zazdrości mojej.
Po chwili namysłu doszedłem do wniosku, że nic uczynić nie mogę, gdyż zdradzenie jej nieobecności byłoby nader niebezpieczne. Na wypadek jakiegoś niespodzianego zajścia największe dla mnie świadectwo niewinności stanowiło, iż nie wiedziałem o nocnej wycieczce żony. Co prędzej tedy udałem się do łóżka, nadsłuchując ze strachem kroków powracającej. Ale niebawem zaczął działać szampan wypity w klubie i zasnąłem, by przeżywać w marzeniach okropności, jakich do końca życia nie zapomnę.
Boże wielki! Cóż to był za straszliwy miesiąc miodowy!
Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/112
Ta strona została przepisana.