Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/132

Ta strona została przepisana.

Na szczęście rozmowa została w tej chwili przerwaną skutkiem wejścia księżnych Palicyn, które przybyły zapytać, czyśmy otrzy­mali zaproszenie na bal, nalegając, byśmy wzięli w nim udział.
— Moim to jest obowiązkiem i przyjemnością wprowadzić naszych przyjaciół amerykańskich w towarzystwo! — zawołała Welecka i zaczął się spór przyjacielski o to, kto mojej „oficjalnej żonie“ będzie robił honory stolicy. Dosia, zakochana w niej formalnie, popierała wywody księżny pocałunkami i pieszczotami wszelkiego rodzaju.
Nie wiem jak długoby to trwało, gdyby nie wszedł Sasza, piękniejszy jeszcze i bardziej, niż zawsze lekkomyślny.
— Nakoniec jestem, droga Lauro! — wykrzyknął, składając na policzku Heleny pocałunek, zgoła nie kuzynowski.
Potem zmieszał się trochę i zagryzł usta na widok narzeczonej, która powiedziała dość nieopatrznie:
— Drogi Saszo! Wszakże mówiłeś, że przez cały dzień dzisiejszy pełnisz służbę.
— To prawda, moja Dosiu! — odparł niedbale. — Wyrwałem się na pół godziny, by wpaść do naszych amerykańskich krewnych.
Porozmawiawszy chwilę, wziął narzeczoną nabok, widocznie, by z nią zawrzeć zgodę.