z księżną do hrabiny Ignacjew. Nagle skoczyłem na równe nogi.
W salonie stał piękny fortepian, do którego zwabiła Helenę Dosia, znużona patrzeniem na zaloty narzeczonego. Usłyszałem jak Helena mówi uprzejmie:
— Chcecie państwo posłyszeć głos mój? Chętnie zaśpiewam, chociaż wyszłam z wprawy potrosze... Nie, dziękuję, śpiewam bez nut, to też nie potrzeba mi kawalera dla obracania kartek! — dodała pod adresem usłużnego Saszy.
Za chwilę rozbrzmiała pieśń The Savannae River, przepojona tkliwym urokiem, jaki słynna Nilson wkładać zwykła w tę starą melodję murzyńską. Zaczęliśmy się domagać dalszego ciągu, a utalentowana uwodzicielka zaśpiewała Home sweet home tak naturalnie, tak wzruszająco, tak bosko pięknie, że wydało nam się słyszeć Patti i długo siedzieliśmy w milczeniu, gdy przebrzmiał ton ostatni.
Po długotrwałych oklaskach pełnych zapału, będących podzięką za tak bosko odśpiewane pieśni amerykańskie, oddalili się goście, zasypując nas zaproszeniami. Odszedł także Sasza.
Nastała pora posiłku, tedy uznał to za obowiązek grzeczności. Zaraz po nim odprowadziła Helena do drzwi ostatnią z dam i usłyszałem te słowa:
Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/134
Ta strona została przepisana.