Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/139

Ta strona została przepisana.

tuliło się Heleny, nie zważając na przepyszną szatę. — Lepiej byłoby, gdybyś odeszła do swego pokoju.
— Może aż po kolacji? A czy mogę wrócić na deser? — prosiła mała, wyprowadzana przez guwernantkę.
Francuzka obróciła się od progu, a podchwyciwszy namiętne, iście tatarskie spojrzenie, jakiem Sasza obrzucił Helenę, pochylając się nad nią, zadrżała, przyczem twarz jej nabrała wyrazu strachu i rozpaczy.
— Acha! — pomyślałem. — Pan Sasza uprawia swój proceder na wielką skalę!
Rozmowa stała się znowu ogólną.
Chodziłem po dużej, wygodnie urządzonej komnacie, a Borys objaśniał mi portrety rodzinne na ścianach. Stanęliśmy przy frontowem oknie wychodzącem na Newę. Rzekę zalegały liczne statki, rysujące się wyraźnie w świetle księżyca.
— Niedługo się to skończy! — rzekł Borys. — Nadchodzi zima, a miast statków będą się po Newie uwijały sanki.
Oczy moje wybiegły poza srebrne nurty, ku brzegowi przeciwległemu, gdzie widniał gmach olbrzymi, z granitu zbudowany. Drgną­łem, bowiem przestudjowawszy należycie przewodnik, wiedziałem, że mam przed sobą straszliwe więzienie, w którego mokrych, głę-