Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/145

Ta strona została przepisana.

— Komiczni jesteście wy, Amerykanie! Dumni z uczuć swoich, przejawiacie je tak chętnie.
— O tak! — wykrzyknął Sasza z pasją. — Prześladują miłością żony swoje!
Ale, jak wszystko w świecie i to piękne, małe zebranie zakończyło się.
Olga z Heleną wyszły do hallu. Rosjanka miała zamiar nazajutrz złożyć szereg wizyt, a moja zagadkowa istota przyrzekła towarzy­szyć jej w ciągu dnia, oświadczając, że wieczór przyrzekła już księżnej Palicyn.
Gdyśmy mieli odchodzić, usłyszałem jak pani Welecka mówi zcicha do Heleny:
— Droga Lauro! Mąż twój jest do dziś dnia istnym kochankiem.
— O tak! — odparła drwiąco moja oficjalna żona. — Prześladuje mnie, ile razy wypije sporo szampana.
Rozstrojony i wściekły, wsadziłem Helenę do powozu, ale zaledwo zająłem obok niej miejsce, nadbiegł Sasza.
— Pragnę raz jeszcze pożegnać cię, piękna kuzynko! — zawołał, potrząsając jej dłonią, co było niezwykłą, zaiste formą pozdrowienia wobec kobiety. W pasji najwyższej zauważyłem, że wsunął billet doux w dłoń, która się doń wyciągnęła żywo.
Zaledwo konie ruszyły, powiedziałem ostro: