Ta strona została przepisana.
— Proszę o liścik, szanowna pani!
— Jaki?
— Ten, który nikczemnik wsunął pani dopiero co w rękę.
— Odważasz się pan domagać listu do mnie pisanego? Jakiem prawem?
— Prawem obrażonego męża! — zawołałem. — Prawem, jakieś mi pani dała, zostając moją oficjalną żoną. Jak długo nosisz pani nazwisko moje, będę czuwał nad jego honorem, nad czcią oficjalnego małżonka! — dodałem strasznym tonem.
Gwałtowny mój występ onieśmielił ją.
— Weź go sobie tedy, obro co mój! — i podała mi billet doux, słaba, jak jagniątko.
Za moment padła na poduszki powozu, śmiejąc się wprost krzykliwie.