Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/183

Ta strona została przepisana.

z Krymu kwiatów szerzył woń upajającą, a cza­rowna muzyka oszałamiała zmysły.
Podniecony byłem i upojony tym widokiem, który budził namiętności, nic też dziwnego, że zapominając o sytuacji, szepnąłem Helenie:
— Dalibóg, rad jestem, że się spóźniłem do pociągu. Za nic nie chciałbym utracić tego czarowanego widoku
— Doprawdy? — spytała łagodnie, potem zaś szepnęła z innym zgoła wyrazem twarzy: — Sądzę, że spędzisz mile ten wieczór. Teraz jednak musimy przywitać się z Weleckimi. Oto są! — rzekłszy to, podeszła do krewnych moich, wołając: — Dziwi was pewnie obecność nasza tutaj. Sądziliście, oczywiście, że jesteśmy w drodze do Berlina!
Powitawszy ich także, objaśniłem przyczynę nagłej zmiany planów, zauważywszy przytem, że nie byli bardzo uradowani, zwłaszcza gdy nadbiegł Sasza i wykrzyknął, pochylony nad ramieniem Heleny:
— Kuzynko! Proszę o pół tuzina tańców, a zwłaszcza o mazurkę!
Ale ta konfiskata pięknej Amerykanki obudziła stanowczy sprzeciw wielu innych mężczyzn, wśród których był także Borys. Po­zwoliłem osłom kłócić się o mego motyla, wymówiwszy sobie tylko pierwszego lansjera i walca. Tańce te odbyły się dość wcześnie