Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/201

Ta strona została przepisana.

nością śmierci własnej, ja zaś nie zamierzam popełnić samobójstwa.
— Czemże jest twe marne życie w porównaniu z wolnością dziewięćdziesięciu miljonów? — szepnęła, oczy jej rozelśniły śmiertelną błyskawicą i wykrzyknęła: — O jakże cię nienawidzę!
Zmusiłem ją do wypicia więcej jeszcze kawy i wzięcia beladonny, potem zaś wyszedłem, wiedząc, że przyszła do siebie i będzie milczała wobec innych, choćby miała obrzucać mnie wyrzutami.
Teraz otwarłem swą sypialnię, gdziem zastał guwernantkę w nastroju strachu i troski.
— Puść mnie pan! — wykrzyknęła. — Muszę koniecznie wracać do domu.
— Przedtem odpowiesz mi pani na kilka pytań — rzekłem — i zawrzemy małą ugodę.
— Nie, nie, nie mogę zwłóczyć ni chwili. Gdy Weleccy zauważą mą nieobecność, stracę miejsce, a to ściągnie niezadowolenie barona Friedricha, który mnie tam umieścił.
— W jakimże celu umieścił panią u Weleckich?
Zawahała się.
— Odpowiadaj pani! — krzyknąłem.
— Stało się to, o ile wiem, na życzenie księżny Palicyn, która chciała mieć dowód niewierności Saszy wobec narzeczonej. Śle-