Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/206

Ta strona została przepisana.

Spróbowałem pogładzić jej policzki, ale rzuciła mi spojrzenie zabójcze, wołając:
— Nikczemniku!
Zasiadłem tedy sam do posiłku, gdym jednak właśnie uczuł się w doskonałym nastroju przy deserze — bardzo trudną rzeczą jest nadwyrężyć apetyt mój — zapukano do drzwi. Sądząc, że to kelner, zawołałem: proszę. Niestety, ku wielkiej żałości mojej, wszedł major Sasza Welecki, wykrzykując namiętnie:
— Byłem już cztery razy i za każdym razem mówiono mi, że kuzyneczka nie przyjmuje. Ale jestem zbyt zatroskany, by się dać odpędzić. Jakże się miewa? — wybuchnął. — Wiem że lepiej, czyż ozdrowiała już zupełnie? Czy czuje dość sił, by przyjąć kogoś tak oddanego jak ja?
Chciałem właśnie odpowiedzieć, że nie, gdy nagle, ku wielkiemu zdumieniu, Helena otwarła drzwi i weszła. Stawiała, coprawda, niepewne i małe kroczki, ale była przedziwnie świeża i powabna w swym szlafroczku.
— Głos przyjaciela brzmi tak mile, drogi Saszo, że musiałam ulec pokusie posłuchania cię zbliska.
Zanim zdołałem zerwać się od stołu, rywal mój otoczył ją ramieniem i zawiódł troskliwie i czule do fotela. Na ten widok, postanowiwszy odegrać rolę męża, rzekłem: