Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/214

Ta strona została przepisana.

— Hotel de l’Europe.
Potem wsadziłem Helenę i odjechaliśmy.
— Nie miałaś pani chyba nadziei otrzymania biletów? — szepnąłem.
— Oczywiście, — odparła swobodnie — ale wszystkich szpiegów wokoło kasy doprowadziłam do mniemania, że tylko przez omyłkę odmówiono nam.
— Sądzi pani tedy, że najlepiej wracać do hotelu? — spytałem ogarnięty szaleńczą obawą, że nagle wyskoczy z powozu i skryje się ze mną, lub beze mnie, w jakiejś jamie nihilistycznej.
— Oczywiście! Gdzież mamy wracać? Jeśli jesteśmy podejrzani, nie ujdziemy i tak szpiegom, jeśli nie, to pozór niewinności jest naszym atutem.
— Sądzi pani istotnie, że tylko przez po­myłkę nie wydano nam biletów? — spytałem ożywiony nagłą nadzieją, którą atoli zaraz zniweczyła jej odpowiedź.
— Nie! — rzekła z rozbłysłemi oczyma, w których widniał jakiś obraz mglisty i straszny zarazem, chociaż wargi jej nie drżały już. — Nie, myślę, że pułapka zamknęła się zpowrotem i że oznacza to... śmierć. Arturze, przebacz mi, żem pana zniweczyła!
Padła mi w ramiona, ale odeszła mnie ochota całowania. Jakże szybko gaśnie namiętność, gdy się czuje nad sobą rękę śmierci!