Niezwłocznie poszedłem za kulisy, posłałem jej bilet wizytowy i zostałem wprowadzony do śpiewaczki, która mnie przywitała słowami.
— Drogi pułkowniku! Mam tylko chwilkę czasu dla pana, ale serdecznie dziękuję za łaskawą pamięć.
— Rzuciłem pani bukiet! — powiedziałem.
— O tak! Przez pamięć dawnych, słodkich czasów... Ty, niedobry człowieku!
— W bukiecie tkwi liścik, nie dla pani przeznaczony.
— Nie dla mnie? — wykrzyknęła gniewnie. — Dla kogóż więc? Dla nędznej Serafiny, która nie umie tańczyć, lub zuchwałej Georgette, która się ośmiela śpiewać ze mną, chociaż umie tylko krakać?
— Nie, liścik ten jest przeznaczony dla żony mojej! — powiedziałem, odbierając jej bukiet. — Proszę zatrzymać kwiaty, chcę tylko mieć list.
— By się zemścić? — wykrzyknęła ze śmiechem. — Ha, ha... pojedynek, mój dzielny pułkowniku?
— Wątpię. Jutro, lub pojutrze wyjeżdżam do Paryża.
— To się doskonale składa! — oświadczyła. — Tej zimy będę śpiewała w różnych variété, więc znajdziesz pan sposobność rzucania mi bukietów! Do widzenia! — gdy mi wręczała liścik,
Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/223
Ta strona została przepisana.