Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/225

Ta strona została przepisana.

Potem spróbowałem bakarata, ale krzyżyki wyglądały jak miecze katowskie, a roześmiane figury robiły szyderczy grymas barona Friedricha. Przestałem grać, wróciłem i... nie zastałem Heleny w mieszkaniu.
Wziąwszy dwa proszki, zasnąłem. Boże błogosław mak.
Jesienne słońce rzucało pęki promieni do sypialni, gdy mnie zbudził głos Heleny. Zerwałem się z okrzykiem strachu, ale ona rzekła, śmiejąc się:
— Nie zaraz jeszcze! Mamy, sądzę jeszcze ten dzień przed sobą. Musimy go możliwie najlepiej wykorzystać. Już dziewiąta, Arturze! Prędko, spiesz się do łodzi.
Spożyła spiesznie śniadanie, ja zaś jeść nie mogłem. Apetyt zapodział się gdzieś. Potem pojechaliśmy na skwer, gdzie nas oczekiwał uprzejmy Borys i w towarzystwie jego, popłynęliśmy spokojną, błękitną Newą, mijając ma­lownicze, zdobne willami i pałacykami wyspy.
W godzinę potem wylądowaliśmy w olbrzymim, granitowym porcie Kronsztadu. Zjadłszy wczesny lunch w hotelu „De Russie“ stanęliśmy niebawem na pokładzie okrętu awizowego o nazwie „Vsadnik“, gdzie nas powitał Borys, jako kapitan. Tym lekkim okrętem awizowym popłynęliśmy po przejrzystych wodach Zatoki Fińskiej, oglądając kilka wiel-