Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/235

Ta strona została przepisana.

— Tak, tak... nie jest tak dobre, jak to, które paliliśmy w drodze z Wilna. Ale przechodzę do rzeczy, wiem bowiem, że spieszno panu do śniadania. Idzie o pewną damę uwięzioną przez policję. Przyjechała za paszportem pańskim, który stwierdza, że jest pańską żoną. Oczywiście, wiem dobrze, iż masz pan żonę swą w hotelu de l'Europe. To też kazałem przyprowadzić tu oszustkę, byś pan oświadczył, że nie jest pańską żoną, poczem postąpimy z nią tak jak zazwyczaj z osobami, używającemi fałszywych paszportów.
Słowa te, nader łagodne z pozoru, a tak straszne w rzeczywistości napełniły mnie przerażeniem. Serce me waliło młotem. Niepewność trwała krótko.
Baron zadzwonił, rozkazując przyprowadzić damę, czekającą w kurytarzu.
Za chwilę w drzwiach ukazała się kobieta, pełna oburzenia.
— Cóż to za nowa bezczelność! — wykrzyknęła, potem zaś powiedziała z uniesieniem: — Arturze! Dzięki Bogu, żyjesz! Otrzymawszy telegram twój, obawiałam się, żeś zmarł!
Moja własna, błękitnooka żona z Paryża padła mi, łkając w ramiona, ja zaś, pod wrażeniem łez i pieszczot uczułem wielkie wyrzuty sumienia, z powodu że przez cały tydzień zapomnia­łem o niej, uwiedziony cudnemi oczyma innej.